piątek, 2 lutego 2018

Ulubieńcy stycznia

Dziś napiszę trochę o tym, co umiliło mi pierwszy miesiąc nowego roku, a wszystko z perspektywy osoby, która stara się oszczędzać.

1. Kosmetyki:



Serum wyszczuplające Eveline 4D z efektem rozgrzewającym. Jestem raczej sceptycznie nastawiona do cudów na kiju, które obiecują nam producenci takich produktów, ale ten akurat miał niezłe opinie, ładne opakowanie i rozsądną cenę w superpharm, postanowiłam więc spróbować.
Głównie chciałam, abyśmy z tym serum walczyli ramię w ramię z moim cellulitem, który podejrzewam, że mam z powodu nadmiaru kawy i węglowodanów, prostych, ale odkąd przeczytałam, że to może być kwestia genów, to staram się trzymać tej myśli.
W walce wspiera mnie też widoczny na zdjęciu masażer, który kupiłam w jakimś dyskoncie spożywczym, a który był podpisany jako wałek do schabu. Ja wiem, że moje uda nie są jak u modelek, ale po co od razu taka nazwa :(
A tak serio - wałek kosztował 6,9 zł, czyli nie majątek, a świetnie się sprawdza w roli masażera.

Czy to działa? Wydaje mi się, że tak, choć wiadomo, że bez diety i ruchu cudów się nie osiągnie.
Staram się przestrzegać dobrych nawyków żywieniowych (i udaję, że to jest dla mnie OK) i trochę ćwiczyć i jako wspomaganie smarować się tym serum.
Po niespełna miesiącu już coś widać, na przykład to, że serum jest wydajne... Producent obiecuje, że ta tubka wystarcza na dwa tygodnie, a ja stosuję prawie miesiąc i jeszcze trochę mam. Jeśli chodzi o efekty, dla których kupiłam to serum, czyli ujędrnienie skóry i wygładzenie cellulitu, to jest nieźle. Znaczy się cellulit mam dalej, ale wydaje mi się, że jest płytszy (?) i gładszy (?). Nie chcę o kwestie cellulitu pytać mojego męża, gdyż wolałabym nie zanurzać go w wiedzy o moich mankamentach. A ja mogę być nieobiektywna.


Krem Cien 5% Urea
Krem z Lidla z mocznikiem.
Ten krem nie jest wyprodukowany przez znaną markę, ani nie sygnuje go swoim nazwiskiem żadna celebrytka. Jest produkowany na masową skalę dla sieci Lidl. To pewnie czyni go tańszym, jego cena (niespełna 10 zł) jest niska, ale jakość i skuteczność wysoka. Sprawdzi się dla posiadaczek skóry suchej, które tak jak ja nie lubią uczucia tłustości na twarzy. To chyba najtańszy i najlepszy krem nawilżający jaki mam. Lidl ma w swojej ofercie jeszcze kremy z koenzymem Q10, znane ze swoich dobrych składów i skuteczności.

2. Jedzenie:


Zielona soczewica. Dostępna jest już prawie wszędzie. Można z niej zrobić naprawdę dużo potraw i naprawdę warto, bo ma bardzo dużo białka, można z niej zrobić wiele różnych potraw i jest tania.
Namacza się ją krócej niż inne strączki, a można też nie namaczać wcale (wypróbowałam) co sprawia, że torebka soczewicy w szafce może nas uratować z opresji, kiedy nie wiemy, co ugotować na obiad, a w lodówce jest tylko światło i wiatr. I nadpleśniała kostka sera. Soczewica odpowiednio przechowywana długo się nie zepsuje.

Moje ulubione potrawy z soczewicy to zupa soczewicowa, kotlety i pierogi z farszem soczewicowym, które do złudzenia przypominają pierogi z mięsem.

Młody Jęczmień - wylądował w ulubionych tylko dlatego, że, no cóż, mleko się rozlało - już go kupiłam. Kupiłam go skuszona opowieściami o jego walorach zdrowotnych i promocją 2+2 na zdrowe rzeczy w Rossmannie. Walory zdrowotne może ma, ale jeśli chodzi o walory smakowe, to wolałabym się powstrzymać od komentarza. Smak młodego jęczmienia jest chyba podobny do smaku zmielonego siana, ale to tylko przypuszczenia-nigdy nie piłam zmielonego siana z wodą. Młody jęczmień w wodzie piłam tylko raz, i to był raz zarazem pierwszy i ostatni.
Po tym epizodzie postanowiłam zmodyfikować sposób przyswajania młodego jęczmienia i zaczęłam rozpuszczać do w smoothies. Jak widać na zdjęciu te koktajle na tym tracą wizualnie, smakowo szczerze mówiąc również, ale staram się pijąc je myśleć o swoim zdrowiu. Piję je codziennie rano, poza jęczmieniem
 w moich koktajlach zawsze są płatki owsiane, banan i to, co akurat mam. W koktajlu na zdjęciu są jeszcze grejpfruty z promocji - chciałam kupić pomarańcze ale grejpfruty okazały się tańsze.

3. Rozwój:


Zapisałam się do biblioteki.
Poszłam do biblioteki pierwszy raz od około dziesięciu lat (nie licząc studiów). We wsi, w której teraz mieszkam nie ma biblioteki, ale jest w sąsiedniej wsi, w której jest oprócz biblioteki warzywniak, więc łączę wizytę w bibliotece z wizytą w tym warzywniaku i ze spacerem do tejże wsi. A wszystko to jest jednym wielkim oszczędzaniem, bo wizyta w bibliotece jest tańsza niż w księgarni, warzywa w tamtejszym warzywniaku są tańsze niż w sklepie w mojej wiosce, a spacer tam jest tańszy niż jechanie busem.

Jak nauczyć się ładnie pisać?
W styczniu zgłębiałam też tajniki kaligrafii i rozmaitych krojów pisma. To tani sposób na spędzanie wolnego czasu i rozwijanie umiejętności. Początki kosztują tyle, co nic. Ja piszę zwykłym długopisem w zwykłym notesie.
Wiem, że w kaligrafii używa się specjalistycznych piór i pewnie te specjalne pióra do kaligrafii są drogie, a nawet jeśli nie są, to po co kupować coś, co jeszcze nie wiem, czy mi się przyda.
Na razie wróciłam do podstawówki i uczę się pisać od nowa. Robię też szlaczki,
Jeśli chęć ładnego pisania będzie silniejsza niż mój zapał zainwestuję w specjalne pióro i papier, a tymczasem ćwiczę.
Mam nadzieję, że się nauczę, bo kiedy piszę pamiętnik, to mimo, że piszę go tylko dla siebie, chciałabym pisać ładniej. Jak na razie mój zmysł estetyczny mija się z rzeczywistością.
Chciałabym się pochwalić moimi początkami z kaligrafią, ale jak na razie mnie samej przykro jest na to patrzeć. Może pochwalę się w podsumowaniu lutego...?

4. Oszczędzanie:
Nie mam zdjęcia, które mogłoby zilustrować rzecz najważniejszą dla tego bloga, czyli oszczędzanie. Testuję teraz aplikację na smartfony "Moje Finanse", która pomaga spisywać nasze wydatki i grupuje je na kategorie (jedzenie, ubrania, samochód itd) i tworzy wykresy, dzięki którym wiemy na co wydajemy najwięcej.
Równocześnie wrzucam wszystkie pozakupowe drobniaki do skarbonki.
Od początku roku wzrosły ceny za foliowe torby na zakupy, dzięki temu, że noszę ekotorbę oszczędzam te kilka złotych tygodniowo. I oszczędzam też środowisko.
Niestety wydatków jest dużo, a oszczędności mało.
A teraz czas na luty. Mam nadzieję, że będzie dla nas dobry.
Pozdrawiam :)

środa, 31 stycznia 2018

Nowy rok, stara ja...

...ale za to nowy blog.

Minął pierwszy miesiąc nowego roku i przez to ten rok nie jest już aż taki nowy.
Mój blog jest za to nowy i świeży i wygląda na to, że jedno z moich postanowień właśnie się spełniło.
Postanowieniem owym było samo założenie bloga, regularne prowadzenie go jest już materiałem na nowy podpunkt na mojej liście rzeczy do (z)robienia w roku 2018.

Wiem, że teraz postanowienia są już passe, ale ja lubię nowe wyzwania, ciągle coś sobie postanawiam w głowie i w notesie i ciągle mam nowe pomysły co jeszcze można postanowić (i zrealizować. a czasami nie)

Mam jeszcze w zanadrzu postanowienie, że będę oszczędzać, dzięki czemu tematyka bloga nasunęła się sama. Chciałabym prowadzić tego bloga regularnie, ale rzadko mam czas, za to często mam słomiany zapał.

Mam na imię Ania i kiedyś w grze towarzyskiej, która polegała na odpowiadaniu na rozmaite pytania wybrałam odpowiedź, że za milion dolarów dałabym sobie obciąć palec u nogi.
Każdy kto ze mną grał postawił wszystkie swoje żetony, że wybiorę właśnie tą odpowedź.

Jednakże póki co nie znalazł się kupiec na żadną część mojego ciała, więc cóż...
trzeba oszczędzać!